Kojarzycie taki moment w życiu, kiedy z jednej strony chcemy wykonać coś ryzykownego, nowego, nieznanego, i towarzyszy nam przy tym pojawiająca się ekscytacja, a z drugiej powstrzymuje nas gigantyczny i przerażający wręcz lęk, który powoduje, że pozostajemy w bezpiecznym porcie nazywanym „strefą komfortu”? A może warto zacząć przekraczać własne granice i sięgnąć po to, co nieznane, by potem poznać, jak to nieznane smakuje, by to nieznane oswoić, by wreszcie, to co nieznane stało się nową „strefą komfortu”, którą opuścimy w kierunku nowego nieznanego? Z dzieciństwa pamiętam książkę „Ronja, córka zbójnika” Astrid Lindrgen, która to po dziś dzień jest dla mnie inspiracją w poszerzaniu własnej „strefy komfortu” i podejścia do tego, co nowe, lub tego, przy czym może pojawić się lęk. Otóż ojciec Ronji przekazał jej całą listę elementów, na które powinna uważać i czego ma unikać, bo jest niebezpieczne. Co zrobiła? Zamiast pozostać w bezpiecznych przestrzeniach, zbliżała się do tego, co niebezpieczne i uczyła się z jednej strony pokonywać strach, a z drugiej wyrabiała w sobie nowe umiejętności, które powodowały, że: nie wpadała do rzeki, pomimo skakania po śliskich kamieniach w jej okolicy, czy też nie wpadła do Diabelskiej Czeluści, ucząc się tym samym pokonywania tej przepaści, skacząc z jednej strony na drugą. Swoją drogą, jeśli nie spotkaliście jeszcze tej książki na waszej drodze, to warto się z nią zaprzyjaźnić, niezależnie od wieku, w którym jesteście. „Jakie to szczęście – myślała – znaleźć miejsce, gdzie można i uważać, żeby nie wpaść do rzeki, i ćwiczyć się w pokonywaniu strachu” Jakie to szczęście, że niektórzy mają odwagę, by przekraczać własne granice! Tak, w historiach dla dzieci jest wiele mądrości, o których to my dorośli często zapominamy i sprawiamy, że lęk bierze przewagę nad ciekawością nad tym, co nieznane. Tym sposobem, osoby, które panicznie boją się latać, unikają lotnisk jak ognia i na samą myśl o samolocie ogarnia ich paraliż absolutnie wszystkiego, podczas gdy można by było oswoić lęk, zaczynając od spokojnego rozważania lotu, obejrzenia lotniska z zewnątrz, obejrzenia paru filmów o lataniu, a skończywszy na zakupie biletu lotniczego na podróż w doborowym towarzystwie. Tę drugą drogę wybrała jedna z moich przyjaciółek, która jakiś czas temu zdecydowała się przełamać swój lęk i powiedziała „Co ma być, to będzie, kupujemy bilety na Sycylię” Mnie nie trzeba długo namawiać, po 10 minutach mieliśmy już zarezerwowane bilety lotnicze. Potem odbywało się rozmyślanie o tym, czy poleci, czy też nie. Nawet jadąc na lotnisko, stwierdziła, że daje sobie zgodę na to, by wycofać się w każdym momencie. Z tej zgody nie skorzystała i spędziliśmy całą paczką fantastyczne kilka dni na włoskiej ziemi pełnej słońca, błękitnego nieba, pysznego jedzenia i fantastycznych wręcz widoków. A ona, oswoiła lęk przed lataniem i mamy już za sobą nawet dwa wspólne wyjazdy, w planach kolejne! Sam też doświadczyłem tego uczucia, jak to jest przekraczać własne granice. Od dziecka miałem lęk wysokości. Bywało tak, że wchodząc np. na domową drabinkę i spoglądając w dół, potrafiło mi się zakręcić w głowie, oraz pojawiał się lęk „a co, jak spadnę?”. Dziś, już wiem, że nic się nie stanie i, że do góry na pewno nie polecę! Lęk wysokości był głównym motywatorem do tego, by najpierw sprawdzić się i skoczyć na bungee, co miało miejsce jakieś 10 lat temu. W sumie skok to mocne słowo, byłem tak sparaliżowany, że po prostu dałem krok do przodu i przechyliłem się, lecąc potem w dół, w akompaniamencie najgłośniejszego krzyku, jaki chyba dotychczas z siebie wydobyłem. Czy było warto? Dla mnie tak niemniej zabrakło mi widoków w trakcie lotu, bo po dziś dzień pamiętam jedynie szum w uszach. Dlatego po około 5 latach od tego wyczynu zdecydowałem się na skok w tandemie ze spadochronem i nie tylko dostałem przepiękną porcję widoków, skakałem w Elblągu, gdzie z góry był widok na morze i Mierzeję Wiślaną, ale także spełniłem marzenie: przelecieć przez chmury. Przekraczam granice także na płaszczyźnie zawodowej. Mój obecny zawód – Trener, osoba, która prowadzi szkolenia, angażuje innych, motywuje do działania, układa program szkoleniowy tak, aby odpowiadał na konkretne potrzeby uczestników i organizacji, wziął się ni skądinąd jak z lęku przed wystąpieniami publicznymi, który pomimo tysięcy godzin na sali szkoleniowej do dziś potrafi się pojawić, niemniej wiem już jak go oswoić i co zrobić, by go zminimalizować. Jak zatem rozpocząć proces, w którym rozpoczniesz przekraczać własne granice? • Nikt jak ty nie zna lepiej swoich lęków. Spisz je i zastanów się, z którym pierwszym chcesz się zmierzyć? Może będzie to prowadzenie spotkań po angielsku, może jazda samochodem po nowych trasach, zamiast jednej znanej od lat, może lot samolotem. • Zastanów się kto lub co może ci pomóc z pokonaniem tego lęku? Mentor, szkolenie, książka, tutorial, kurs, alternatyw do wyboru jest wiele, ważne, by stworzyć listę i zastanowić się nad tym, od czego zacząć i po co sięgnąć w pierwszej kolejności. • Zastosuj technikę małych kroków – czyli idąc moim przykładem: najpierw bungee, potem tandem ze spadochronem, a potem… na liście celów mam zdobycie certyfikatu skoczka w przyszłości! • Zdobywaj nową wiedzę lub umiejętności, wszystko to, co pozwoli ci ruszyć w kierunku nowej „strefy komfortu”. • Ćwicz na różne sposoby, testuj nowe podejścia, usprawniaj, daj sobie prawo do popełniania błędów, bo przecież nie myli się tylko ten, co nic nie robi! • I wreszcie – nagradzaj siebie za te aktywności – tylko nie przesadzaj z nagrodami, pamiętaj, aby nagroda była adekwatna do wysiłku, jaki został włożony! To tylko kilka pomysłów na to, w jaki sposób rozpocząć przygodę z przekraczaniem własnych granic. Życie jest za krótkie, by zostać w miejscu w obawie, że coś się stanie. A co, jeśli to, co się stanie, będzie tym, na co być może czekasz całe życie? Powodzenia! (2)

przekraczanie granic

przekraczanie granic

Jak podobał Ci się artykuł?